
jego inscenizacyjną odwagą. Myślę, że my jednak nie szokujemy w taki sposób. Próbujemy zachować delikatność. (...)"
"Iwan! Po raz ostatni i stanowczo: jest Bóg czy nie ma? Po raz ostatni!"
Dostojewski F. M. "Bracia Karamazow"
W teatrze słowo literackie zostaje "wskrzeszone", a słowa tak mocne, postaci tak wyraziste jak u Dostojewskiego, mogą "opętać", zarazić szaleństwem, zdarzało się że aktora, ale częściowo i widza.
Co jest takiego mocnego, zaraźliwego w tych myślach, ideach, opowieściach, słowach, że weszły do kanonu kultury jako tak wielu ludzi frapujące, dręczące całe życie? Czy forma czy treść, czy postawienie, wyostrzenie fundamentalnych pytań "pryncypialnyj rozgowor", pytań dręczących człowieka (czy każdego, czy dziś również?), czy ostra, wyrazista, mocna forma, słowa, sentencje zapadające jak wirusy-memy w pamięć, jak koan drążące potem świadomość... Samo słowo, dobra, wybitna literatura, skąd ta moc, czy zawarta w dziele czy my ją mu dajemy?
Zapewne, problemy wyrażone w "Braciach Karamazow", jak wszystkie największe i najważniejsze problemy człowieka, są w pewnym sensie nierozwiązywalne; nigdy nie mogą być rozwiązane - można je jedynie "przerosnąć".
Co jednak zrobić, żeby w nich nie ugrzęznąć, lecz by je "przerosnąć"? Otóż, powiada Jung, nie należy robić nic. W taoizmie nazywa się to wuwei.
Czy to że ewolucyjnie wytworzyły się w mózgu człowieka struktury specjalnie generujące stany takie jak miłość czy wiara czyni konkretne zakochanie czy kokretny pogląd religijny bardziej realnym? Czy mniej, jako złudzeniem, już nie zmysłów a samego myślenia? Czy jest to może, trzeba traktować to jako wewnętrzny zmysł, tak jak równowagi, to zmysł miłości czy wiary, zdolność dostrzegania, wyczuwania czegoś więcej niż trywialne relacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz