NOWY / NEW BLOG - http://olchowski.info

piątek, 26 października 2007

Scenografia - Leszek Mądzik

"Pracę nad spektaklem zaczynam od skonstruowania w myślach i wyobraźni obrazów, które płyną we mnie bardziej intensywnie i są bardziej nasycone niż ma to później miejsce w rzeczywistości teatralnej. (...) Próby są wielką niewiadomą. Męczącym pytaniem: czy uda się przenieść to, co wyobrażone i wytęsknione do teatru?"

wystawa "Spojrzenia"



"Najważniejsze było okno, z którego widziałem płynący czas. Jawił się w postaci karawanu.Jadącego ulicą Domaszowską dlatego, bo prowadziła do Domaszowic. Domaszowicka krzyżowała się z Bodzentyńską, która prowadziła do Bodzentyna. To było prawie centrum Kielc. Ale że Kielce były wówczas bardzo małe, to można było powiedzieć, że było to Kielc obrzeże. Jak stałem w oknie, to po prawej stronie miałem szpital i kostnicę, po lewej cmentarz. Kondukt musiał się przed oknem zawsze pojawić. Nie miał innej drogi. Od dziewiątej rano, aż do zmierzchu szły pogrzeby. Przede mną rozgrywał się właściwie teatr. Raz był to bardzo kameralny kondukt, kiedy indziej pochód z orkiestrą dętą, z poduszkami i orderami. Jedząc, chodząc i bawiąc się byliśmy skazani na teatr życia i śmierci. Inne bliki dawało słońce, inne szarości i deszcze. Do tego dochodził dźwięk końskich kopyt, muzyka orkiestry i ludzki śpiew, który potrafił zagłuszyć wszystko..."

"Jedną z cech charakterystycznych jest "teatr" bez aktora lub raczej "aktorzy bezosobowi" służący jako akcesoria. Mądzik rezygnuje ze słowa szukając środków wizualnych bardzo prostych mających na celu dotarcie do istoty życia, próbuje przywołać wielkie mity człowieka..."
Misolette Bablet, Journal de Geneve, 1988

"Mój gest kieruje się w stronę ciała ludzkiego, tej 'sfery całkowicie erogennej', w stronę najbardziej nieokreślonych i najulotniejszych jego odczuć. Sławić nietrwałość w zakamarkach naszego ciała, w śladach naszych kroków po tej ziemi. Przez odciski ciała ludzkiego usiłuję utrwalić w przezroczystym polistyrenie ulotne momenty życia, jego paradoksy i jego absurdalność. (...) Usiłuję zawrzeć w żywicy odciski naszego ciała: jestem przekonana, że wśród wszystkich przejawów nietrwałości, ciało ludzkie jest najwrażliwszym, jedynym źródłem wszelkiej radości, wszelkiego bólu i wszelkiej prawdy, a to z powodu swej ontologicznej nędzy tak samo nieuniknionej, jak - w płaszczyźnie świadomości - zupełnie nie do przyjęcia."

"Namanha Makbunhe"

http://www.kul.lublin.pl/art_4261.html

Nasz Macbeth będzie żył w otoczeniu dwóch żon. Jedna wiedzie go w kierunku zbrodni, druga stara się być aniołem opiekuńczym i będzie go ratować

"Po raz pierwszy podczas tworzenia scenografii tak wiele inspiracji odnalazłem w lokalnej przyrodzie, jej zapachu i kolorze" - opowiada artysta. "Ogromny wpływ na sztukę mieli też poznani w Gwinei ludzie - mieszkańcy wioski, którzy wprowadzili mnie w świat swoich rytuałów i obrzędów"
W ostatnim czasie pojawiły się na świecie projekty artystyczne, które miałyby przywrócić godność mieszkańcom dawnych kolonii. "Macbeth" realizowany w Teatrze Narodowym w Lizbonie z udziałem mieszkańców Gwinei wydaje się idealną realizacją tej idei.
Jak przygotowywał się pan do tego projektu?
- To była bardzo egzotyczna przygoda w moim życiu. Abym poczuł ducha tego regionu, dyrekcja Teatru Narodowego w Lizbonie zorganizowała mi kilkutygodniowy pobyt w Gwinei. Zapuściłem się w głąb buszu [na zdjęciu]. Poznałem życie codzienne tamtejszych mieszkańców, uczestniczyłem w kilku obrzędach. Z czasem udało mi się nawiązać porozumienie z ludźmi z wioski. To było niezwykłe doświadczenie, które zapewne zaprocentuje nie tylko w tym spektaklu. Z reżyserem Andrzejem Kowalskim staramy się spojrzeć na "Macbetha" poprzez mentalność, duchowość, sakralność Gwinejczyków.
Jakie będzie największe odstępstwo od pierwowzoru Szekspira?
- Nasz Macbeth będzie żył w otoczeniu dwóch żon. Jedna wiedzie go w kierunku zbrodni, druga stara się być aniołem opiekuńczym i będzie go ratować.
Jak przebiegała współpraca z aktorami?
- Na początku podchodzili z pewną rezerwą, potem bardzo im się spodobał pomysł i byli dumni, że dostali wizy i zagrają gościnnie w Teatrze Narodowym zarezerwowanym na co dzień dla białych. Aby premiera się udała, nasi artyści odprawili specjalny obrzęd mający odczarować scenę ze złych duchów.
Czy w spektaklu pada jakieś słowo?
- Tak, choć jest w nim przede wszystkim dużo ruchu, zwłaszcza tańca. Przedstawienie będzie dynamiczne. U Szekspira postaciami tańczącymi są przede wszystkim wiedźmy. Tu tańczyć będą wszyscy, myślę, że przez ten rytm także publiczność zostanie wprowadzona w trans. Przygotowując warstwę plastyczną "Macbetha", postanowiłem wykorzystać autentyczne przedmioty mieszkańców Gwinei. Tron głównego bohatera będzie więc naturalnym meblem sporządzonym w buszu, a nie rekwizytem przygotowanym z okazji premiery. Premierę "Czarnego Macbetha" dajemy 31 maja, spektakl gramy potem cały czerwiec; w następnym roku chętnie pokazalibyśmy go na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku.»

http://www.kul.lublin.pl/art_6097.html

Ciało to perfidny zdrajca - podróżujemy z nim jak ze zbójem. Uśmiecha się do życia, a jest najemnikiem śmierci.

"Jestem przekonana,że wśród wszystkich
przejawów nietrwałości, ciało ludzkie jest
jedynym źródłem
wszelkiej radości,wszelkiego bó1u
i wszelkiej prawdy..."
Alina Szapocznikow




Już sam tytuł stanowi odniesienie do twórczości rzeźbiarskiej Aliny Szapocznikow, tak jak u źródeł "Ikara" leżał obraz Breughla.Jednakże spektakl ujawnia, ze odniesienie to jest raczej bardzo dalekie i nie tyle chodzi tu o dramatyzm zatrzymanych w cyklu "Zielnik" śladów życia, ile o gesty i nasycony klimat emocjonalny tych prac z ostatnich lat życia wielkiej rzeźbiarki, o sumę zawartych w nich doświadczeń i przemyśleń o cierpieniu, miłości, przemijaniu, o wspaniałości ludzkiego ciała. Klimat, któremu Mądzik przeciwstawia własna wizje ludzkiej egzystencji. W tej wizji jest miejsce na sile przeżycia miłości, jest wieczne odnawianie się dramatu poszukiwania i pragnień spełnienia, upadek, grzech, spowiedź - i nagle oddalenie się tego świata pełnego głębokich i bolesnych doznań, z ostra świadomością ze strony widza-uczestnika spektaklu, ze owo oddalenie się dotyczy tylko nas, ze to co na moment było w zasięgu naszego doświadczenia, gdzieś wciąż trwa i odnawia się w odwiecznym rytmie i tylko z perspektywy jednostki może oddalić się tak bardzo, ... ze zniknie wszelki ślad...
Wojciech Skrodzki- Więź, nr 3 1977 r






RYSZARD STANISŁAWSKI: Nie, w dużej mierze właśnie dzięki niej nastąpiła ta moja przemiana. Dzięki niej - to muszę powiedzieć z całą stanowczością, z bezbronnością - właśnie ona miała na mnie ogromny wpływ. Alina była osobą wielkiej inteligencji, było w niej coś niezwykłego. Przecież ona przeszła przez obozy koncentracyjne, które jakby nie zostawiły na niej śladu. Zresztą odrzucała to kategorycznie, nie chciała rozmawiać o sprawach obozowych, chciała się wyzwolić z tego doświadczenia.
Alina miała też kontakty z niektórymi rodzinami żydowskimi, które jej rodzice znali z Polski, jeszcze z czasów przedwojennych.


Piętno 1975
Zielnik 1976
Wędrowne 1980


„Cieszy mnie, kiedy po jakimś czasie dostaję list, że ktoś chce zobaczyć inny spektakl albo przez wiele lat nosi w sobie moje obrazy. To dla mnie najlepsza recenzja. Kiedy widz od razu wie, co przeżył, mam obawy, czy się z nim spotkałem”

„Ta sama rzecz czy osoba zmienia się i każdego dnia fascynuje, dzięki temu codziennie możemy więcej się o sobie dowiedzieć”.


„Nieustanna zaduma nad sprawami ostatecznymi to tylko temat do moich spektakli”

„Mój teatr, chociaż dużo w nim czerni, nie jest smutny. Dla mnie to prawdziwe wyzwanie, aby ciemność była pozytywna i dawała ukojenie. W nocy pojawia się w końcu światło, które rozprasza mrok, coś odsłania, dlatego mam nadzieję, że widz nie wychodzi z mojej czerni bezradny i przegrany”

„Ja tylko uruchamiam wyobraźnię, a wrażliwość i doświadczenia odbiorców dopełniają teatr – zapewnia artysta i nie oczekuje, że będzie do końca zrozumiany. – Staram się dotykać tajemnic, ale to widz czyta obrazy i sam sobie dopowiada puentę w momencie, który będzie dla niego najlepszy”.




Tchnienie 1992

ŹRÓDŁO

Tytuł oryginalny: JungfrukällanTytuł angielski: The Virgin SpringRok: 1960Pierwszy film Bergmana, który został nagrodzony Oscarem za najlepszy nie anglojęzyczny film. Źródło, powstał w oparciu o XIII-wieczną szwedzką balladę. Ta piękna opowieść o zemście i odkupieniu przedstawia świat rozdarty pomiędzy pogaństwem a chrześcijaństwem. Młoda dziewczyna zostaje napadnięta w drodze do kościoła przez włóczęgów, którzy gwałcą ją i mordują. Dziwnym zbiegiem okoliczności, mordercy trafiają do domu rodzinnego swej ofiary, prosząc o jedzenie i schronienie. Odkrywszy prawdę o swych gościach, ojciec dziewczynki zabija morderców oraz ich niewinnego brata. Jednakże ojciec wciąż nie może osiągnąć spokoju.

The Fountain - Ending



The Fountain begins with a paraphrase of Genesis 3:24, the Biblical passage that reflects the fall of man. Hugh Jackman emphasizes the importance of the fall in the film: "The moment Adam and Eve ate of the tree of knowledge, or good and evil, humans started to experience life as we all experience it now, which is life and death, poor and wealthy, pain and pleasure, good and evil. We live in a world of duality. Husband, wife, we relate everything. And much of our lives are spent not wanting to die, be poor, experience pain. It's what the movie's about."[24] Darren Aronofsky had also interpreted the story of Genesis as the definition of mortality for humanity. He inquired of the fall, "If they had drank from the tree of life [instead of the tree of knowledge] what would have separated them from their maker? So what makes us human is actually death. It's what makes us special."[35]


A gold-hued scene in which Tom (Jackman) faces a hallucination of Isabel (Weisz) beside the Tree of LifeThe theme of thanatophobia is described by Aronofsky as a "movement from darkness into light, from black to white", tracing the journey of a man scared of death and moving toward it.[36] The theme is highlighted by Aronofsky's use of visual language, such as shooting Jackman's characters in shadows until the story's light-saturated conclusion, while Weisz's characters are awash with light in each period.[37] Along these lines, Aronofsky made use of the color of gold, as gold was the sought-after treasure of the conquistadors. "When you see gold, it represents materialism and wealth and all these things that distract us from the true journey that we’re on," Aronofsky said.[36] The director also used similar geometric constructs in the film to distinguish the three chronological narratives. The 16th century conquistador's tale reflected triangles through pyramids and constellations, the 21st century researcher's period reflected rectangles through doors, windows, and computer screens, and the 26th century contemplative's journey reflected circles and spheres through the spacecraft and stellar bodies.[38]

Darren Aronofsky emphasized that the narratives in their time periods and their respective convergences were open to interpretation. The director maintained that the film's intricacy and underlying message is "very much like a Rubik's cube, where you can solve it in several different ways, but ultimately there's only one solution at the end".[39] Critics have observed recurring, mythological references to themes of enlightenment, redemption, the Hindu concept of cycle of birth and death and moksha, the Biblical Tree of Life,[40] the Buddha,[40] and the world-tree Yggdrasil.[41] In the same vein, Jackman views the story as a modern myth that helps people to understand the meaning of life, explains the unexplainable, and fosters understanding. "These fables may not make scientific sense, but somehow they explain the world to us," said Jackman.[42]

Journalists Victoria Alexander and Robert Butler theorise that Tommy Creo's storyline is a grief-induced hallucination[43] caused by ingesting the bark of the tree.[44] Brian Orndorf describes the visual artifacts of Creo's struggle as "the mental breakdown of a man who is looking for hope in all the wrong places."[45] Strictly fact-based analyses offer the film's central ("real") essence as "the final three days of... two people very believably and relatably in love,",[40] suggesting its abstract and futuristic elements to be non-literal representations akin to "astral projection"[46] or "the psychology of survivor's guilt."[47] A subset of reviewers (Anderson, Brussat) take the Tom-present, Tom-future and Izzy-tree comparisons more directly, asserting that Creo's wife has transformed into[48] or become part of the tree[49], to which Dana Stevens adds "Tommy Creo, the present-day husband and scientist, should never have climbed into that bubble in a centuries-long attempt to defer his wife's death."[50] More middle-of-the-road interpretations posit the notion of three distinct storylines to be "sort of true and yet not true",[40] introducing an in-between possibility wherein the narratives might exist on multiple levels.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz