Pewna wierząca niewidoma dostała wodę święconą z cudownego miejsca, po przemyciu oczu odzyskała wzrok, powiedziano jej że była to zwykła woda i wzrok ponownie straciła.
cudowne przedmioty, obcowanie zmysłowe ze świętością, wiara, widzenie prawdziwej rzeczywistości, prawdy...
Duchowym celem Tybetańczyków jest wyjście z samsary - czyli przełamanie kręgu nieustannych odrodzeń - reinkarnacji, które wyznacza karma - tj. suma uczynków danej osoby. Osiąga się wówczas nirwanę - czyli stan poza cierpieniem. Jedną z dróg dojścia do tego celu jest wyzwolenie przez zmysły. Prof. Joanna Tokarska-Bakir - etnograf i antropolog kultury - opisała te niezwykłe praktyki religijne w swej książce Wyzwolenie przez zmysły. Tybetańskie koncepcje soteriologiczne.
Książka dotyczy mało znanych tybetańskich zwyczajów religijnych, zwanych wyzwoleniem przez zmysły. Z leżącą u ich podstawy ideą uciekania się do pomocy zmysłów w staraniu o zbawienie duszy, zasadniczo obcą duchowości chrześcijańskiej, czytelnik europejski miał okazję zetknąć się po raz pierwszy dopiero w latach 20. dzięki Tybetańskiej Księdze Umarłych, którą wydano wówczas w przekładzie angielskim. Wyzwolenia przez zmysły odwołują się do innego "piętra umysłu" niż to, którego synonimem jest świadomość i pismo; są one przykładem poznania-nie-przez-świadomość. "Wyzwolenia przez zmysły" są to wszystkie zachowania religijne (i rzeczy święte)- w europejskiej terminologii etnograficznej przypisywane religijności ludowej i określane mianem "naiwnego sensualizmu" - tj. słuchanie, patrzenie, smakowanie, wąchanie, dotykanie - którym towarzyszy element wiary, że sam zmysłowy kontakt z rzeczą świętą daje nadzieję lub wręcz gwarantuje wyzwolenie i prowadzi do "stanu poza cierpieniem", zwanego nirwaną. Do zachowań tych należą np. nieskończone repetycje mantry, modlitw, poszukiwanie cielesnego kontaktu z wyzwalającymi przedmiotami, a nawet picie wody, którą zostały obmyte. Autorka rozpoczyna rozważania od przedstawienia tła kulturowego i historycznego, w którym zrodziła się tybetańska duchowość wyzwolenia przez zmysły. Charakteryzuje buddyzm tybetański jako religię otwartą na nieznane, świadomą, że granice duszy nie pokrywają się z granicami naszego "ja" i że poznanie dokonuje się innymi jeszcze organami niż zmysły i myśli. Tybetańczycy są niesłychanie wyczuleni na transcendencje. Omawiając kolejno rodzaje wyzwolenia przez zmysły autorka odwołuje się do analogii i pokrewieństw między tybetańską praktyką a niektórymi formami religijności chrześcijańskiej i żydowskiej. Kolejne rozdziały poświęcone są m.in. językowi w soteriologii buddyzmu tybetańskiego, świętemu obrazowi jako narzędziu wyzwolenia, tajemnicy zaginionych ksiąg, teorii i praktyce symbolu żywego. Autorka przywołuje wielokrotnie zarówno teksty wybitnych filozofów i religioznawców, jak i znanych pisarzy, jak Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński, Stanisław Vincenz czy Simone Weil. Cennym uzupełnieniem książki jest słownik ważniejszych terminów buddyjskich oraz blisko 20 barwnych ilustracji. Joanna Tokarska-Bakir - (ur. 1958) etnograf, adiunkt w Katedrze Etnologii i Antropologii Kultury Uniwersytetu Warszawskiego. Napisała m.in. "Sól w oku opatrzności. Etnologia wnętrza religii", "Łzy Hagar na pustyni. Wypisy z Simone Weil".
Religia jest w nas
Wiara w zjawiska nadprzyrodzone jest człowiekowi potrzebna, by przetrwać w przeciwnym razie religijność zostałaby wyeliminowana w toku ewolucji – uważa Ramón M. Nogues, ksiądz, wykładowca uniwersytecki i ekspert w dziedzinie neuroreligii. Ale spisane przed wiekami Ewangelie wymagają dziś nowego odczytania.La Vanguardia: Czy Bóg jest w naszym mózgu?Ramón M. Nogues: Bóg nie, ale religia tak. Przednie płaty mózgu uaktywniają się podczas bardzo silnych przeżyć religijnych.Czy to prawda, że medytacja zmienia zapis przebiegu fal mózgowych?Tak, potwierdziło to wiele badań przeprowadzonych z użyciem encefalografu i rezonansu magnetycznego. Dowodzą one, że osoby w stanie medytacji doznają dobroczynnych zmian w organizmie. Poprawia się ich ogólny stan zdrowia: spada ciśnienie krwi, zmniejsza się wydzielanie substancji związanych ze stresem, mózg funkcjonuje w sposób bardziej regularny, poprawia się koncentracja.(…)Co mówią na ten temat neurobiolodzy?Uczeni badający zjawiska religijne z darwinowskiego punktu widzenia twierdzą, że doświadczenia religijne, tak ważne w życiu człowieka, miały pozytywny wpływ na naszą ewolucję. Gdyby było inaczej, zostałyby w jakiś sposób wyeliminowane.A co na to genetycy?Niektórzy twierdzą, że być może istnieje jakieś uwarunkowanie genetyczne ułatwiające nam doświadczanie przeżyć religijnych.Czy to oznacza, że duchowość nie jest tylko zjawiskiem kulturowym?Właśnie. Dean Hamer, autor "Bożego genu" odkrył, że istnieje gen ułatwiający pomnażanie neuroprzekaźników uruchamianych w sytuacjach spokoju i wyciszenia, które ułatwiają życie duchowe.Niektórzy naukowcy próbują zbadać, jaki wpływ na odzyskiwanie zdrowia ma modlitwa.Do takich eksperymentów podchodzę ze sceptycyzmem. Z ostatnich badań amerykańskich naukowców wynika, że nie można potwierdzić związku między modlitwą a powrotem chorego do zdrowia. Prace w tej dziedzinie mają być kontynuowane. Bez wątpienia jednak ludzie wierzący żyją dłużej i są szczęśliwsi. (...)Inny fascynujący temat to nawrócenia. Przypadki Grahama Greena, Gilberta Chestertona, Thomasa Eliota, Oskara Wilde’a…Wiele z tych nawróceń nastąpiło w chwilach poważnych kryzysów życiowych. Psychologowie twierdzą, że religijność może być odpowiedzią na podświadome tęsknoty, które nagle opanowują człowieka.Czy wierzy ksiądz, że ludzie rozmawiają z Bogiem?Moim zdaniem ludzie myślą, że rozmawiają z Bogiem. Musimy pamiętać, że nie wszystko, co uważamy za doświadczenie religijne, jest dla nas dobre.Widzę, że obala ksiądz pewne mity.Jestem głęboko wierzący, ale nie łatwowierny.A w co ksiądz wierzy?W jeden wszechogarniający wszechświat, a istotę tej rzeczywistości nazywam Bogiem. Ale rozmawiając na takie tematy musimy być ostrożni. Bardzo łatwo możemy dać się ponieść fantazji. (...)A co ksiądz sądzi na temat Ducha Świętego?To jedno z wyobrażeń Boga wykorzystywane przez tradycję chrześcijańską, zgodnie z którą wszyscy jesteśmy ożywieni tym, co Hebrajczycy nazywają boskim tchnieniem. Duch Święty to metafora Boskiej siły, która oddziaływuje na nas, gdy Mu zaufamy.Czy Bóg interweniuje w nasze życie?Moim zdaniem idee religijne są dziełem kultury, a twierdzenie, że Bóg interweniuje w nasze życie, to w pewnym sensie archaizm. Kiedyś w ten sposób uzasadniano zjawiska, których nie umiano wytłumaczyć w inny sposób. Ponieważ nasza kultura rozwija się, nie potrzebujemy dziś takich uzasadnień.Jednak w Ewangelii Świętego Mateusza czytamy: "Proście, a będzie wam dane".Moim zdaniem dzisiaj do lektury Ewangelii powinniśmy podejść z pewnym sceptycyzmem. Może się bowiem zdarzyć, że doprowadzi nas ona do błędnych wniosków na temat Boga.Na przykład?Dwie matki modlą się o uzdrowienie swoich dzieci – jedno z nich umiera, a drugie wraca do sił. Można by wtedy dojść do mylnego wniosku, że Pan Bóg jest stronniczy. Kiedyś nie rozumowano by w ten sposób, ale dziś to co innego. Dlatego trzeba nieustannie korygować niewłaściwe interpretacje Pisma Świętego. Ewangelie powinniśmy odczytywać wciąż na nowo, nawet te fragmenty, które wydają nam się zupełnie zrozumiałe.Nie zauważyłem, aby Kościół specjalnie przejął się tym zadaniem.Na tym właśnie polega problem. Nowy Testament mówi, że Bóg posłał swojego Syna na śmierć, aby odkupił nasze grzechy. To akt barbarzyństwa zrozumiały tylko w kontekście kultury antycznej. Podobnie jest z wyobrażaniem sobie Boga godzącego się na piekło będące miejscem wiecznych tortur. (…) Pamiętajmy, że chodziło o piekło i o poświęcenie zrozumiałe dla uczestników archaicznej kultury. Na szczęście nowe pokolenia nie łączą już idei Pana Boga ze strachem.
Bóg Starego Testamentu to chyba jeden z najmniej sympatycznych bohaterów literackich: zawistny (i dumny z tego), małostkowy i niesprawiedliwy typ, z manią na punkcie kontrolowania innych i niezdolny do wybaczania, mściwy i żądny krwi zwolennik czystek etnicznych, mizogin, homofob i rasista, dzieciobójca o skłonnościach ludobójczych (i morderca własnych dzieci przy okazji), nieznośny megaloman, kapryśny i złośliwy tyran. Ci z nas, którzy od najwcześniejszego dzieciństwa się z nim stykają, nie dostrzegają tego horroru. […] Syn Winstona Churchilla, Randolph, jakoś zdołał przetrwać bez znajomości Pisma aż do czasów wojny, a dokładnie do chwili, gdy Evelyn Vough i jego brat […] nie namówili go na szczególny zakład – na pewno nie zdoła przeczytać całej Biblii przez jedną noc! „Rezultat, niestety, nie był taki, jak oczekiwaliśmy. Randolph nigdy wcześniej nie czytał ani kawałka Biblii i teraz lektura podekscytowała go niepomiernie. Co chwila odczytywał nam na głos jakiś fragment z komentarzem ‘Idę o zakład, że nie wiedzieliście, że to z Biblii’ albo z rechotem przekładał kolejną kartkę, mamrocząc pod nosem ‘O Boże, ależ z tego Boga kawał sukinsyna’”. […]Historycy religii uznają, że istnieje uniwersalny wzorzec rozwoju od plemiennego animizmu, poprzez politeizm (jaki wyznawali Grecy, Rzymianie czy wikingowie) po monoteizm – judaizm i jego pochodne, chrześcijaństwo i islam. Nie jest jasne, dlaczegóż to przejście od poli- do monoteizmu miałoby być przejawem oczywistego postępu. Tak się jednak powszechnie przyjmuje – hipoteza ta skłoniła Ibn Warraqa, autora książki Why I Am Not a Muslim [Dlaczego nie jestem muzułmaninem], do stwierdzenia, że, jeżeli tak, to monoteizm skazany jest na redukcję kolejnego boga i tym samym stanie się ateizmem. […]W tym miejscu nie mogę pominąć jeszcze jednej kwestii. Otóż chciałbym zwrócić uwagę czytelników na tę wyniosłą i arogancką pewność siebie, z jaką formułowane są najróżniejsze religijne sądy, na ich olbrzymią szczegółowość i to w sprawach, w których nie ma – i być nie może – żadnych dowodów. Może to właśnie dlatego, iż opinie teologiczne są absolutnie niedowodliwe, wszelkie, najdrobniejsze nawet różnice opinii prowadzą do wybuchów tak wielkiej wrogości, zwłaszcza zaś tyczy to – o czym świadczą chociażby losy herezji ariańskiej – odmienności sądów o naturze Trójcy Świętej. Jefferson drwił sobie z doktryny, jak to określił, „trzech Bogów”, przy okazji krytyki kalwinizmu. Tymczasem jeszcze dalej w tym nawracającym flircie z politeizmem poszedł Kościół rzymskokatolicki, tu mamy już wręcz inflację boskości. Do Trójcy dołącza bowiem Maria, „Królowa Niebieska”, bogini w każdym aspekcie poza samym mianem, która, choćby jako adresatka modlitw, niewiele ustępuje samemu Panu Bogu. Panteon powiększa też cała ogromna rzesza świętych, których moc wstawiennicza czyni niemal półbogami, jako że zdaniem wiernych (i samego Kościoła) warto się zwracać do nich o pomoc w ramach przypisanych im specjalizacji. W witrynie „Catholic Community Forum” potrzebujący mogą znaleźć listę 5120 świętych i przyporządkowane im domeny. Listę otwiera święty Afron, patron strażników więziennych, zamyka zaś święta Zyta, której specjalnością są panny służące. […]Papież Jan Paweł II stworzył więcej świętych niż wszyscy jego poprzednicy przez ostatnie siedem stuleci razem, szczególną sympatię żywił zaś do Dziewicy Maryi. Jego politeistyczne ciągotki ujawniły się w dramatycznych okolicznościach. W roku 1981 w Rzymie dokonano zamachu na papieża, a swoje ocalenie Jan Paweł II przypisał wstawiennictwu Matki Boskiej Fatimskiej. „Jedna ręka trzymała pistolet, a inna prowadziła kulę” – powiedział później. Ktoś mógłby, co prawda, spytać, dlaczego nie poprowadziła jej tak, by pocisk w ogóle chybił. Ktoś inny mógłby napomknąć, że zespół chirurgów, którzy przez sześć godzin operowali papieża, też zasługuje na pewną wdzięczność – choć zapewne matczyna dłoń kierowała również ich skalpelami. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest, że zdaniem papieża to nie po prostu Matka Boska „prowadziła kulę”. To konkretnie Matka Boska Fatimska! A co robiły w tym czasie Najświętsza Panienka z Lourdes, Nasza Pani z Gwadelupy, Matka Boża z Medżugorie, Matka Boska z Akita, Matka Boża z Zeitoun, Dziewica z Garabandal, Matka Boża z Knock – czy w tym czasie miały inne sprawy na głowie?
co do tego, jak tworzone jest w mózgu poczucie "Ja" (tak tak, samo poczucie), polecam jakąkolwiek pracę zajmującego się tym zagadnieniem światowej sławy neurologa, Antonio Damasio. Według Damasio "Ja" i poczucie tożsamości są punktowymi odczuciami, tworzonymi w mózgu na podstawie wciąż zmieniających się reprezentacji ciała. Ich stabilność silnie zależy od tego, jak silnie w danym momencie mózg integruje napływające doń sygnały niosące informację o aktualnym, przeszłym i potencjalnym stanie organizmu. Damasio w ramach ludzkiego poczucia tożsamości wyróżnia dość różne konfiguracje stanów neuronalnych, które wchodzą w skład tego, co nazywamy "Ja". Stany te powstają zresztą w różnych częściach mózgu i na różnych jego poziomach. Dokładniej można poczytać sobie o tym w dostępnych na polskim rynku książkach "Błąd Kartezjusza" lub "Tajemnica świadomości". Streszczenie głównych idei Damasio znaleźć można tutaj: www.kognitywistyka.net/artykuly/dw_koncepcja_swiadomosci_wg_Damasio.pdf Powie ktoś, że z książek tych wynika przecież, że mamy "Ja", tylko niezmiernie skomplikowane, na wielu różnych poziomach mózgu powstające etc. Odpowiem, że odkrycia Damasio, wskazując na te różne, niezależnie istniejące poziomy świadomości, sprawiają, że nie jesteśmy w stanie wyróżnić świadomości jako takiej. Mamy "proto-ja", "ja podstawowe" i "ja autobiograficzne", ale nie mamy zadnej struktury, która by nam to wszystko integrowała w jedno stałe, integralne "ja". Nie ma w mózgu procesora, który potrafilibyśmy wskazać jako miejsce, gdzie powstaje świadomość, tylko miliardy mikroprocesorów, które nam tę świadomość tworzą do pewnego stopnia niezależnie od siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz